Od dłuższego czasu dręczy mnie myśl, że zawód jaki wykonuję
jest coraz mniej ceniony. Że z coraz większymi oporami przychodzi mi powiedzieć
w czasie przedstawiania się, że jestem nauczycielem. Coraz trudniej o poczucie
elementarnego szacunku, nawet na lekcjach. Wprawdzie jeszcze mi kosza na głowę
nikt nie zakłada, ale może to tylko dlatego, że mam 185 cm wzrostu i niewielu
sięga. Mam wrażenie, że czasem zrobiliby to z dużą satysfakcją. I o dziwo nie gimnazjaliści, tylko uczniowie
szkół podstawowych, w których mam godziny.
Zastanawiam się skąd się to bierze, bo chyba nie można
wszystkiego zwalić na gry komputerowe i telewizję. Jaka jest geneza zjawiska,
które sprowadziło szanowany jeszcze „za komuny” zawód, do rangi drugorzędnego.
Dotychczas podejrzewałem, że nie za wysokie płace powodują, że trafiają do
zawodu niekoniecznie najwyższych lotów fachowcy. Sądziłem, że płace też
świadczą o niskim prestiżu u innych. Dziś myślę, że pieniądze to jednak nie to.
Był czas, gdy wydawało mi się, że to nasze władze i
dziennikarze, na ich zlecenie, dążą do skłócenia poszczególnych przedstawicieli
różnych zawodów. Wszakże najłatwiej rządzi się ludźmi skłóconymi wewnętrznie. A
w Polsce napuszczenie jednych na drugich przychodzi zdumiewająco łatwo. Jednak
dziś wydaje mi się to mocno naciąganą teorią spiskową.
Podejrzewałem też rodziców moich „kochanych” uczniów. Zwłaszcza
tych, których od co najmniej 20 lat wychowywaliśmy bezstresowo w poczuciu dużej
swej wartości, bezkarności i ogromu należnych praw. Którym na każdym kroku
mówiliśmy, że są super lub prawie super. Dla których przez lata jedyną karą
były „chmurki” w zeszytach lub wyjazd do Francji zamiast do Kanady na zimowisko
(autentyczny przypadek z mojego wychowawstwa). Bo jak mogą być dziś
wymagającymi, konsekwentnymi rodzicami, gdy całe życie nie doświadczyli tego na
sobie? Cieszę się, że nie słyszę komentarzy, jakie słyszą ich dzieci, gdy
przyniosą jedynkę wystawioną przeze mnie - nauczyciela jakiś tam zajęć
technicznych. Sądzę, że nie wzmocniłbym sobie tym poczucia własnej wartości. Jednak
rodzice nie są przyczyną, a raczej efektem, tego co się w szkole wytworzyło.
Więc gdzie szukać początku? Gdzie powód?
Z pomocą przyszła mi dziś koleżanka, z którą miałem okazję krótko
porozmawiać. Dosyć świeża mama, po urlopie wychowawczym, w czasie którego
naczytała się różnych mądrych pozycji z pedagogicznej półki. Głownie z Zachodu,
jak to na nauczyciela języka obcego przystało. Teorie o pełnej wolności dziecka
i prawach do niczym nieskrepowanej kreatywności w szkole początkowo mnie
zaskoczyły. Gromy ciskane w kierunku szkolnej dyscypliny i wymagań jakie
stawiamy uczniom – oszołomiły. A informacja, że gdy ktoś odważy się od jej
córki wymagać uważnego słuchania na lekcji i cichego siedzenia w ławce, spotka
się z jej skargami do Kuratorium - wprost zatkała. Zaniemówiłem, ale przy
okazji zapaliła mi się lampka z napisem „EUREKA”.
Już wiem, że nie ma co szukać genezy braku szacunku do
nauczycieli daleko od szkoły. To my sami jesteśmy sobie winni. Nie kto inny,
tylko nauczyciele, często wymyślają różne dziwaczne teorie i zalecenia, z
których efektami później z trudem sobie radzą. Nauczyciele wymyślili owe
„słoneczka i chmurki” dla bezstresowego wychowywania dzieci. To my pokornie
poddajemy się ocenie wygadanych rodziców, którzy szkołę czasem znają tylko z
czasów własnej podstawówki czy zawodówki.
Nie rzadko też my nauczyciele, biegamy na skargi wprost do nadzoru, gdy
wydaje nam się, że dzieje się krzywda naszym prywatnym dzieciom. To my w czasie koleżeńskich imprez mamy tyle złego do
powiedzenia o szkole, o dyrekcji, o efektach nauczania. Nie można oczekiwać szacunku od innych, gdy sami go do siebie nie mamy. W końcu to my, goniąc
przeładowane programy, zarabiamy na korepetycjach mimochodem tworząc wrażenie,
jak to szkoła mało uczy. Nam brak jest zawodowej solidarności i determinacji w
walce o swoje. My wymyśliliśmy i wychowaliśmy to społeczeństwo, które dziś
chętnie by nas…
To wielu z nas kala własne gniazdo. Być może ja też właśnie
przesadziłem. Może źle oceniam nasze środowisko. O! Jakbym chciał, aby tak
było.