Polecany post

Wstęp

Witam! Życie to pasmo ciągłych niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Bo jak nazwać sytuacje, gdy zapewne dyslektyk i dysortografi...

wtorek, 29 listopada 2016

Zły to ptak, co własne gniazdo kala

Od dłuższego czasu dręczy mnie myśl, że zawód jaki wykonuję jest coraz mniej ceniony. Że z coraz większymi oporami przychodzi mi powiedzieć w czasie przedstawiania się, że jestem nauczycielem. Coraz trudniej o poczucie elementarnego szacunku, nawet na lekcjach. Wprawdzie jeszcze mi kosza na głowę nikt nie zakłada, ale może to tylko dlatego, że mam 185 cm wzrostu i niewielu sięga. Mam wrażenie, że czasem zrobiliby to z dużą satysfakcją.  I o dziwo nie gimnazjaliści, tylko uczniowie szkół podstawowych, w których mam godziny.
Zastanawiam się skąd się to bierze, bo chyba nie można wszystkiego zwalić na gry komputerowe i telewizję. Jaka jest geneza zjawiska, które sprowadziło szanowany jeszcze „za komuny” zawód, do rangi drugorzędnego. Dotychczas podejrzewałem, że nie za wysokie płace powodują, że trafiają do zawodu niekoniecznie najwyższych lotów fachowcy. Sądziłem, że płace też świadczą o niskim prestiżu u innych. Dziś myślę, że pieniądze to jednak nie to.
Był czas, gdy wydawało mi się, że to nasze władze i dziennikarze, na ich zlecenie, dążą do skłócenia poszczególnych przedstawicieli różnych zawodów. Wszakże najłatwiej rządzi się ludźmi skłóconymi wewnętrznie. A w Polsce napuszczenie jednych na drugich przychodzi zdumiewająco łatwo. Jednak dziś wydaje mi się to mocno naciąganą teorią spiskową.
Podejrzewałem też rodziców moich „kochanych” uczniów. Zwłaszcza tych, których od co najmniej 20 lat wychowywaliśmy bezstresowo w poczuciu dużej swej wartości, bezkarności i ogromu należnych praw. Którym na każdym kroku mówiliśmy, że są super lub prawie super. Dla których przez lata jedyną karą były „chmurki” w zeszytach lub wyjazd do Francji zamiast do Kanady na zimowisko (autentyczny przypadek z mojego wychowawstwa). Bo jak mogą być dziś wymagającymi, konsekwentnymi rodzicami, gdy całe życie nie doświadczyli tego na sobie? Cieszę się, że nie słyszę komentarzy, jakie słyszą ich dzieci, gdy przyniosą jedynkę wystawioną przeze mnie - nauczyciela jakiś tam zajęć technicznych. Sądzę, że nie wzmocniłbym sobie tym poczucia własnej wartości. Jednak rodzice nie są przyczyną, a raczej efektem, tego co się w szkole wytworzyło.
Więc gdzie szukać początku? Gdzie powód?
Z pomocą przyszła mi dziś koleżanka, z którą miałem okazję krótko porozmawiać. Dosyć świeża mama, po urlopie wychowawczym, w czasie którego naczytała się różnych mądrych pozycji z pedagogicznej półki. Głownie z Zachodu, jak to na nauczyciela języka obcego przystało. Teorie o pełnej wolności dziecka i prawach do niczym nieskrepowanej kreatywności w szkole początkowo mnie zaskoczyły. Gromy ciskane w kierunku szkolnej dyscypliny i wymagań jakie stawiamy uczniom – oszołomiły. A informacja, że gdy ktoś odważy się od jej córki wymagać uważnego słuchania na lekcji i cichego siedzenia w ławce, spotka się z jej skargami do Kuratorium - wprost zatkała. Zaniemówiłem, ale przy okazji zapaliła mi się lampka z napisem „EUREKA”.
Już wiem, że nie ma co szukać genezy braku szacunku do nauczycieli daleko od szkoły. To my sami jesteśmy sobie winni. Nie kto inny, tylko nauczyciele, często wymyślają różne dziwaczne teorie i zalecenia, z których efektami później z trudem sobie radzą. Nauczyciele wymyślili owe „słoneczka i chmurki” dla bezstresowego wychowywania dzieci. To my pokornie poddajemy się ocenie wygadanych rodziców, którzy szkołę czasem znają tylko z czasów własnej podstawówki czy zawodówki.  Nie rzadko też my nauczyciele, biegamy na skargi wprost do nadzoru, gdy wydaje nam się, że dzieje się krzywda naszym prywatnym dzieciom. To my w czasie koleżeńskich imprez mamy tyle złego do powiedzenia o szkole, o dyrekcji, o efektach nauczania. Nie można oczekiwać szacunku od innych, gdy sami go do siebie nie mamy. W końcu to my, goniąc przeładowane programy, zarabiamy na korepetycjach mimochodem tworząc wrażenie, jak to szkoła mało uczy. Nam brak jest zawodowej solidarności i determinacji w walce o swoje. My wymyśliliśmy i wychowaliśmy to społeczeństwo, które dziś chętnie by nas…

To wielu z nas kala własne gniazdo. Być może ja też właśnie przesadziłem. Może źle oceniam nasze środowisko. O! Jakbym chciał, aby tak było.

niedziela, 27 listopada 2016

Niespodzianka! Dziś mam urodziny!

Dziś mam urodziny! Nie pamiętałem nawet o tym, ale Facebook mi przypomniał. Może dlatego, że nie bardzo pamiętam chwile mojego porodu. Rodziłem się z trudem i dużymi oporami moralnymi. Tym bardziej, iż była to moja trzecia reinkarnacja. Wcześniej żyłem z setkami znajomych na Gadulcu (dobrze mi było), potem z wybrańcami na Naszej Klasie. 5 lat temu narodziłem się wśród Facebookowiczów. Na początku bardzo nieśmiały i z dużym dystansem. Wyznaczyłem ostre granice, kto będzie miał prawo zaglądać w moje nowe życie, a kogo będę trzymał z dala. Z czasem nieco rozmyły się. Chociaż nadal uważam, że nie można zbierać ludzi jak pokemony. Z tego powodu, że kogoś widzę 5 minut w tygodniu, nie mogę go nazwać „znajomym".

 Przez te pięć lat Facebook powoli mną zawładnął. Podpowiada mi kiedy mam komuś złożyć życzenia urodzinowe, pogratulować narodzenia córeczki, czy smucić się z niepowodzeń. Pozwala mi być nauczycielem po godzinach pracy. Dobrym kolegą dla tych, z którymi nie mogę spotkać się w realu z powodu braku czasu, czy dużej odległości. Stwarza mi wrażenie bycia mniej samotnym wśród setek ludzi z jakimi codziennie się spotykam. Budząc się rano tu padają pierwsze moje słowa „dzień dobry”. Nie raz tu pada ostatnie „dobranoc”. Powoli wrosłem w ten świat nowych możliwości i ułudy.

Ale czy za darmo? Czy czas, który tu poświęcam to nie ten sam czas, którego brakuje mi, abym spotkał się ze znajomymi w realu? Czy relacje jakie mam tu nie psują relacji jakie mam tam w normalnym życiu? Czy życzenia złożone przez Internet mogą całkowicie zastąpić uścisk dłoni? Czy to co mówię szczerze tutaj, powiedziałbym prosto w oczy z równą łatwością? Czy stać mnie na takie otwarcie i przemyślenia, będąc z ludźmi w realnym świecie? Pytania mógłbym mnożyć. Nie jestem w stanie jednoznacznie na nie odpowiedzieć.


Ludzie co raz więcej mogą o mnie powiedzieć zaglądając w internet. Czy kiedyś będę tego żałował? Nie wiem. Ale ile razy żałujemy, że kogoś poznaliśmy w rzeczywistym świecie i daliśmy mu klucz do naszej osoby? Czy to miałoby być powodem zamknięcia się w sobie? 

Nie jestem wstanie ocenić czy moje życie byłoby lepsze z Facebookiem czy bez niego. Na pewno byłoby mniej urozmaicone. Na pewno do wielu wspaniałych chwil w moim realnym życiu nie doszłoby, gdyby nie zrodziły się tutaj ich plany. I tak to powoli realność zrasta się ze światem nierealnym i staje się czymś trudnym do rozdzielenia. Chyba wartym ryzyka. Żyję nowym życiem korzystając z jego możliwości, a płacąc za to prywatnością. Mam coraz więcej znajomych, których przez cały rok nie widzę, a czuję ich bliskość. Taka mała schiza, z której jeszcze nie chcę się wyleczyć. Może kiedyś… 

wtorek, 22 listopada 2016

Przepraszam, że jestem nauczycielem



Przepraszam, że naraziłem społeczeństwo na straty związane z moim wykształceniem. W końcu prawie 24 lata spędziłem w szkole ucząc się w podstawówce, technikum, studium, potem jedne, drugie itd. studia. O dziesiątkach kursów i warsztatów nie wspomnę. I po co to było? Aby być pasożytem dalej żerującym na państwowym garnuszku? A mogłem zostać budowlańcem, taksówkarzem czy chociaż piekarzem. Kimś szanowanym i docenianym.

Przepraszam, że cały miniony weekend siedziałem na konferencji w Radomiu, kilkaset kilometrów od domu. Poznawałem nowe technologie, nowe możliwości, nawiązywałem kontakty z podobnie zakręconymi ludźmi jak ja, wymieniałem się doświadczeniami. Wprawdzie nie byłem na proteście w Warszawie, gdzie moje koleżanki i koledzy próbowali powiedzieć, że nie są nic niewartym balastem, z którym można zrobić co się chce i kiedy się chce. Ale czy to mnie usprawiedliwia? Przecież mogłem zrobić w tym czasie coś pożytecznego dla innych.

Przepraszam moich absolwentów, którzy przeszli naukę w szkołach, gdzie ja pracowałem. Za innych nauczycieli, mi podobnych, też przepraszam. Bo przecież tylko zmarnowali Wam czas. Wszak wszystko co osiągnęliście zawdzięczacie swojej ciężkiej pracy i talentowi. To, że jesteście inżynierami, górnikami, informatykami, a przede wszystkim biznesmenami - zawdzięczacie sobie. Szkoła przecież nie uczy, a nauczyciele to nieudacznicy. Jakbym był coś wart to bym nie był nauczycielem.

Przepraszam rodziców moich uczniów, którzy wiedzą lepiej jak powinna wyglądać nauka na moich lekcjach. Którzy niejednokrotnie wspaniałomyślnie próbują mi wyjaśnić czego powinienem wymagać, a czego nie. Za co oceniać i jak. Których denerwuję złym traktowaniem ich pociech. Wiem, że macie takie bogate kwalifikacje po których nie tak dawno jedna Pani została Ministrem Edukacji. A ja uparcie po swojemu, wbrew wielu Waszym poradom. Wstyd.

Przepraszam wszystkich, którzy ciężko pracują nad kolejnymi reformami i pomysłami dla edukacji. Wiem, że wysiłek to wielki, aby co kilka lat zmieniać przepisy, programy, podstawy, podręczniki (o, w tym przypadku to nawet co rok). Aby znaleźć jeszcze coś co pozwoli mi utrudnić życie. Trud nie mały, aby jeszcze wymyślić kilka sposobów na odciągniecie mnie od pracy z uczniami i zastąpić ją czasem na tworzenie kolejnych papierów. Aby mnie stale kontrolować i kontrolować, czy aby na pewno wiem co robię.

Przepraszam moją rodzinę, z którą mam kontakt raczej marny, bo ponad dwadzieścia lat naszego życia poświęciłem dla mojej pracy, moich uczniów, zdobywania środków na budowę domu (budowałem go ponad 10 lat, poświęcając wszystkie wakacje). Dziś już nawet nie potrafię pracować inaczej. W końcu nie musiałem być nauczycielem – mogłem zostać kimś pożytecznym. No i pracować uczciwie 8 godzin.

Przepraszam Cię Przeciętny Polaku, za mają pracę. Tą jaką znasz: za moje 18 godzin lekcyjnych w tygodniu, po których wsiadam w moją wypasioną brykę i jadę do domu. Przez resztę dnia nic więcej nie robię, tylko leżę sobie w basenie i popijam brandy. I tak aż do wakacji, w czasie których zaraz po rozdaniu świadectw wylatuję na Majorkę, gdzie spotykam się biednymi nauczycielami z zachodniej Europy. Jak oni tak mogą przeżyć za takie marne parę tysięcy euro? Nie potrafię tego odgadnąć. A Ciebie przepraszam, głównie za to, że skoro tak postrzegasz moją pracę, to wstydzę się, że pewnie gdzieś w szkołach uczyli cię tego i owego, ale nie nauczyli jak być człowiekiem, mądrym człowiekiem.

Długo jeszcze musiałbym przepraszać, ale nie będę Cię męczył Statystyczny Polaku. Sam też troszkę padam na twarz, bo od 7 rano naprawiałem komputer w pracowni, potem miałem lekcje przez 6 godzin, potem zajęcia dodatkowe. Jakiś konkurs ruchu drogowego. Wróciłem popołudniu i odpowiedziałem na wiadomości od rodziców, usprawiedliwiłem nieobecności, poszukałem materiałów do jutrzejszych lekcji i troszkę poczytałem relacji o protestach nauczycieli. Nawet nie wiem, kiedy zegarek wskazał 00:18. Więc po co to pisze skoro i tak, Statystyczny Polaku, pewnie dawno już śpisz? Nie wiem.