Polecany post

Wstęp

Witam! Życie to pasmo ciągłych niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Bo jak nazwać sytuacje, gdy zapewne dyslektyk i dysortografi...

wtorek, 25 października 2016

Konferencja "Rozwijanie kompetencji informatycznych uczniów..."

Czy ja już mówiłem, że spóźnianie się to coś co mi najlepiej wychodzi mimo, że zupełnie się nie staram? Tak też niechcący udało mi się spóźnić na dzisiejszą konferencję zorganizowaną przez RODN Katowice. Pewnie zdążyłbym, gdybym nie musiał kluczyć po wszystkich osiedlowych uliczkach w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego. W końcu udało się i spokojnie poszedłem na konferencje w przeświadczeniu, że przecież jako zarejestrowany gość, więcej problemów mnie nie czeka. Pierwsza niespodzianka w szatni – brakło numerków i kłopot z zostawieniem kurtki. Drugi problem to wejście na aulę, która była tak zapchana jak kościół na pasterce. Potem i na warsztatach było pełno (brakło krzeseł).  

No i pytanie po co tylu nauczycieli pognało tutaj, nie przyrównując jak urzędnicy po dotację? Przypuszczam, że to efekt naszej galopującej reformy oświatowej. Setki ludzi przyszło, aby cokolwiek dowiedzieć się o tym jak należy wdrażać programowanie do szkół. Dowiedzieć się w ogóle co będzie z ich pracą. Może nawet liczyli, że łykną jakieś podstawy programowania. Przyszedłem i ja uwiedziony reklamą konferencji.

Czy było warto? A jakże! Dowiedziałem się, że najlepiej uczyć programowania bez komputerów. Dowiedziałem się, że małe dzieci nie są wstanie pewnych rzeczy ogarnąć, bo taką mają percepcję. Pobawiłem się rękoma w system dwójkowy. Zauważyłem, że już są firmy, które próbują na owym programowaniu zrobić kasę. 

Warto było też, bo przy okazji uzmysłowiłem sobie, że trzeba młode pokolenie uczyć zupełnie inaczej niż nam się wydaje. Inaczej niż dotychczas. Bo skoro najlepsi informatycy zatrudnieni przez RODN Katowice nie są wstanie policzyć ilu nas będzie na konferencji – to jest coś nie tak. Nie mówię już o przygotowaniu programu, który po zarejestrowaniu określonej liczby osób zakończyłby rekrutacje. Pewnym jest, że do takich celów należało ich uczyć algorytmiki i przewidywania skutków co najmniej od pierwszej klasy podstawówki. Nauczycieli też należałoby inaczej kształcić. Bo przecież mogliby przewidzieć, że o reformie po za tym, że będzie, nic konkretnie się nie mówi, więc i tu nic się nie dowiedzą. Przewidzieć, że jednym konkretnym efektem tego spędu będzie wysoka frekwencja w statystykach organizatora. No i zadowolenie naszych uczniów, którym przepadły lekcje. 
Ja też, jako przedstawiciel ludzi wykształconych w sposób nieprzystający do obecnych czasów, wróciłem do domu zawiedziony i zniesmaczony. Ale za to mam ładne zaświadczenie.

poniedziałek, 24 października 2016

Wstęp

Witam!

Życie to pasmo ciągłych niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Bo jak nazwać sytuacje, gdy zapewne dyslektyk i dysortografik (i jeszcze kilka dys… dałoby się do mnie przykleić), będzie pisał coś, co być może ktoś zechce przeczytać? A skoro drogi czytelniku to czytasz, znak to niezaprzeczalny, że Bóg bawi się naszymi kompleksami, pomysłami i talentami w sposób nieprzewidywalny. Nadal mam wiele wątpliwości czy w ogóle powinienem w to wchodzić, bo przecież generalnie to nie mam nic do powiedzenia. Ale czasem coś tak mnie zaskakuje, tak mnie wkurza lub po prostu przytrafia mi się fajnego, że nie potrafię spokojnie przejść obok i zapomnieć. Dlatego może jednak spróbuje, motywowany głosami paru przychylnych mi ludzi, coś od czasu do czasu tu naskrobać. Głownie po to aby mi ulżyło… I szczerze mówię: szkoda Twojego czasu na czytanie tych wypocin. Ale jak nie spróbujesz to się nie przekonasz...

niedziela, 23 października 2016

Coś jednak zostaje...

Mijają dni od 14 października, a ja nadal odczytuję wiadomości, po których wpadam w zakłopotanie. Po których serce belfra rośnie. Wiem, że piszą mi te wiadomości osoby przychylne mi. Że są i tacy, co się z tym zupełnie nie zgodzą. Słowa, które nieskromnie jest cytować, a równocześnie żal skasować. Zapomnieć nie potrafię. Cóż chyba wraz z wiekiem człowiek robi się bardziej sentymentalny. Na przykład takie od M.: „gdyż uważam że już niejednej osobie Pan pomógł nie tylko jako świetny nauczyciel lecz również psycholog i wspaniały doradca w trudnych chwilach Ja osobiście do końca życia będę Pana wspominać jako swojego rodzaju drogowskaz życiowy, gdyż dzięki Panu wiem że nigdy nie należy się poddawać i dążyć do obrazek celu. Życzę każdemu uczniowi aby miał takie szczęście jak ja że mogłam na swojej drodze spotkać tak wspaniałego wychowawcę” Jak małe i nic nie znaczące przy nich są cytaty sławnych ludzi, które odbierałem na różnych dyplomach. Cóż w ogóle te nagrody były warte, o których nikt i ja sam nawet nie pamiętam.

Albo coś innego, co dostałem dziś. Wprawdzie już drugi raz w życiu coś takiego mi się trafiło, ale wzruszyło mnie nie mniej jak za pierwszym razem.

D.: „mógłbym kiedyś wpaść i poopowiadać albo pomóc Panu w organizacji takiego kółka nauki tworzenia stron od podstaw. Siedzę w tym temacie praktycznie od gimnazjum, pracowałem w sklepie internetowym, potem w agencji kreatywnej, później założyłem własną firmę i w między czasie współpracowałem z wieloma firmami z Tychów, Śląska, całej Polsi, ostatnio nawet trafiłą się firma ze stanów. Wiem, że cięzko jeszcze nawet na studiach o specjalizację ukierunkowaną na front-end developera, a wiem po swoim doświadczeniu, że teraz jest duże zapotrzebowanie na specjalistów w tej dziedzinie i jak dzieciakom wcześniej wskazać możliwość rozwoju w tym kierunku to w przyszłości mogą być dobrzy w tym fachu, oczywiście dla chętnych tylko.”

Jakie szczęście w życiu miałem, że przez chwilę byłem jego nauczycielem. Wiem, że nie za dużo nauczyłem, ale cieszę się, że też nie zepsułem w nim zapału do informatyki. Jak fajnie jest dowiedzieć się, że przerasta mnie o głowę (raczej o kilka głów) w tej dziedzinie. A to, że wrócił i chce coś zrobić dla innych to już zupełny matrix. Coś nie bardzo przystające do naszych dzisiejszych konsumpcyjnych czasów.

No i na koniec moja refleksja:
Nigdy w życiu nie uważałem i nie uważam się za dobrego nauczyciela. Strony „superbelfrów” wprawiają mnie w przygnębienie. Nie dorastam im do pięt. Informatyk ze mnie marny, bo to, co czasem uczniowie potrafią zrobić na komputerze dla mnie jest trudne lub niemożliwe. W szkołach nie potrafię dostosować się do zasad jakiegoś oceniania kompromitującego (OK), planów wynikowych nigdy nie stworzyłem, a i w dzienniku mam częste braki. Ileż to upomnień już za to dostałem. A i tak przez wiele lat bawiłem się świetnie w szkole i jeszcze mi za to płacono. Teraz trudniej mi to wychodzi, bo coraz mniej mam czasu dla uczniów. Coraz mniej możliwości wsłuchać się w to, co oni do mnie mówią, czego oczekują. Nie mogę już z nimi wybrać się na niedzielne rowery, bo złamałbym dziesiątki przepisów. Nie realizujemy już szalonych pomysłów, bo wszystkie moje zajęcia powinny być zaplanowane, podpisane i skontrolowane czy aby na pewno się odbyły w wyznaczonych godzinach. I to teraz właśnie zaczynam dostawać takie pochwały, które zupełnie do mnie nie pasują. Jakie niespodzianki Bóg nam przygotowuje, manipulując naszym pokręconym życiem.
No i co kiedyś napiszą moi obecni uczniowie?
Obawiam się, że nic dobrego…

piątek, 21 października 2016

Code Week 2016




Tego mi było trzeba! Prawie 15 miesięcy minęło od czasu, gdy ostatnio coś fajnego udało mi się zorganizować z gimnazjalistami. Cóż urlop. Potem bolesny powrót do ciasnych ram wyznaczonych przez rygor planowanych lekcji, kółek, konferencji itd. Do tego ponad 100 komputerów, za które nie wiem czemu, ale jestem odpowiedzialny jak konserwator.
No i w końcu jakiś dawny powiew normalności. Był pomysł. Trochę mojej pracy, trochę pracy uczniów z mojej klasy 1e i radiowęzła. W efekcie czego dziesiątki uczniów spróbowało swoich możliwości w pisaniu algorytmów budowania wież z kubków. Niby nic, a cieszyło! Poczułem się jak Wróbel, który na chwile opuścił klatkę…

piątek, 14 października 2016

Dzień Nauczyciela 2016

Święto dziś podobno mam, więc wstałem sobie za późno, aby zdążyć do pracy na oficjalną imprezkę w gronie równie radośnie świętujących. Wbiegłem na salę i zająłem pierwsze wolne miejsce. Jak się później zorientowałem bardziej administracyjne niż nauczycielskie (jak łatwo się dzielimy na imprezach jednoczących wszystkich). Tu przy ciastku siedząc (bo kawy nie piję, a to co bym chciał to nie wolno) z braku szerszej liczby znajomych do pogadania w nowym moim miejscu pracy - rozmyślam.

Słucham przemowy Pani Dyrektor i smutnych głosów koleżanek. Nad wszystkimi unosi się, podobno optymistyczny, duch przyszłej reformy, czytaj: likwidacji tej szkoły. Likwidacji szkoły, którą już kiedyś jako jedną ze słabszych szkół w mieście nasz zacny magistrat próbował zlikwidować. Wtedy się obronili, napędzani siłą rodziców uczniów. Dziś, gdy szkoła jest jedną z najlepszych szkół w mieście, widzę wokół siebie nic tylko rozgoryczenie i poczucie zmarnowanych lat. Ktoś coś wspomina o związkach zawodowych. A mnie nachodzi dziadkowa refleksja: „Jak bida to do żyda, a jak po bidzie to całuj mnie w … żydzie”. Jakie związki zawodowe? Skoro większość nauczycieli do nich nie należy, a i ci co należą to figuranci niezdolni do walki o swoje. Przepracowałem 22 lata w szkole bez strajku, a protesty odbywały się w soboty. Wielokrotnie my nauczyciele udowodniliśmy jak słabych mamy reprezentantów, bo ich nigdy nie poparliśmy gromadnie. Jak już coś się organizowało to zwykle albo jeden związek albo drugi. Taka nasza jedność oświatowa. Jesteśmy stadem owieczek, które ślepo wierzą, że mają misję do spełnienia. Czyli dać się wydoić i wygolić.

Lata tresury pod biczem kolejnych wizytatorów, ankiet i egzaminów, odebrały nam zdolność samodzielnego myślenia i sprzeciwu wobec wszelkim głupot jakie nas otaczają. Godzimy się na darmowe zajęcia prowadzone i nadzorowane jak lekcje. Godzimy się na permanentny nadzór i zalewanie nas dodatkowymi zadaniami przez przełożonych, nawet w niedzielę. Na spotkania z rodzicami późnym wieczorem. Coraz mniej jesteśmy dla uczniów, coraz więcej dla dokumentacji i tabelek. Sterują nami domorośli wizjonerzy z różnych fundacji, nakazując pisanie, a to planów wynikowych, a to celi lekcji. Bez tego jesteśmy ponoć złymi nauczycielami.

Już nie nauczyciele, a urzędnicy. Niesiemy kaganek oświaty ucząc dzieci ludzi, którzy często mają o nas jak najgorsze zdanie. Wystarczy poczytać fora dyskusyjne rodziców czy absolwentów. Każdy może nam nabluzgać. A my co? My mamy misję… Zabiera nam się przywilej wcześniejszej emerytury, a my nic – mamy misję, którą stetryczali będziemy realizować do resztek naszych nerwów. Potem może Bozia się zlituje i szybko nas zabierze. Zabierze abyśmy nie musieli żyć na marnej emeryturze. Likwidują nam szkoły, a my zakładamy czarne opaski. Lekarze strajkują i zostawiają chorych, a my mamy misję. Górnicy palą opony, kruszą bruk i mają premie od start jakie przynoszą kopalnie – a my mamy misje. Moi koledzy, z którymi uczyłem się w podstawówce, obecnie mają emerytury większe niż ja kiedykolwiek dostanę. Ja jeszcze przez 20 lat będę miał misję. Takie to głupie myśli zaprzątały mi 1,5 godziny mojego życia.

Wyrwało mnie dopiero przypomnienie, że za chwilę mamy pasowanie klas pierwszych na uczniów. No i że mam wychowawstwo, więc będę mógł świętować pracując z moimi wychowankami. Przecież społeczeństwo też pracuje, a nauczyciele i tak stale mają wolne. Nic to. A nawet fajnie, bo przestałem myśleć o buntowaniu się wobec realiów szkolnych i spokojnie, jak baranek, podreptałem na salę gimnastyczną…